MOK
 MOK
 szukaj
 menu
 newsletter
 wizyty
ogółem:2341121
dzisiaj:34
wczoraj:406
 polecamy
 mok - galeria zdjęć
 konkursy
 sunderland '2009
 Sponsorzy i Patroni imprez MOK-u
 ATP 2009
 Internetowa Galeria Amatorów
  Nowotarski wrzesień
 polecamy

 aktualności
Relacja z podróży do Niemiec
data: 18.10.2006 / autor: Maciej Kudasik / czytano: 1043
0Podróż nasza do Wuppertalu - miasta położonego około 20 min jazdy od Radevormwald przebiegała blisko 21 godzin. Pomimo wszelkich wygód jakie oferował Przewoźnik, wymagała ona od podróżnych tzw. żelaznej- iście pruskiej, kondycji. Dlatego ludziom mającym więcej niż 49 lat proponuję jednak lot samolotem, który trwa tylko dwie godziny.

Niemcy przywitały nas chłodem, wiatrem i deszczem, około godziny 6-tej rano, pół godziny zaś później pan z czarnego Audi, Kris Waclawiec, mąż Margaret, który odwiózł nas z honorami do Radevormwald. Po przywitaniu z Margaret /po polsku Małgorzatą/ zasiedliśmy wspólnie do śniadania. Po jego zakończeniu zaproponowano nam, czyli Monice i Maćkowi, abyśmy się wykąpali i nieco przespali po dalekiej podróży. Oni mieli międzyczasie jechać powiesić naszą wspólną niemiecko - polską wystawę. Zrozumieliśmy się z Moniką bez słów i zaproponowaliśmy Krisowi i Margaret naszą pomoc. Wkrótce byliśmy już w drodze. Po 10 min jazdy znaleźliśmy się na miejscu, na terenie starej, mającej przeszło 100 lat, dawnej fabryki włókienniczej. Po przywitaniu się z grupą niemiecką zabraliśmy się do instalowania wystawy. Najpierw urządziliśmy tzw. polską ścianę- trwało to ok. godziny, następnie w ciągu 1,5 godziny albo dwóch powiesiliśmy obrazy Margaret. Dalej był czas na robienie zdjęć obrazom, wnętrzom i starym maszynom. Monika, jak prawdziwy paparazzi, była w tym wprost niezastąpiona. Do domu wróciliśmy ok. godziny 20-tej. Tam zjedliśmy kolację, po czym pogadaliśmy nieco o tzw. starych Polakach , no mi ofiarowaliśmy gospodarzom domu prezenty. Oprócz darów z MOK-u przekazaliśmy również i własne. Monika góralską anielicę, rodem ze Suchego, ja zaś swoje dwa małe ,żółte obrazki, które uprzednio wisiały na wystawie w Nowym Targu. Ponieważ Kris i Margaret mieli o godz.9-tej wieczór iść na urodziny do sąsiadów P.P. Ogórków/po niemiecku Górkę /pozostawiono dom naszej opiece. Podczas gdy oglądałem telewizję, a Monika/ po niemiecku Monike/ przygotowywała się do kąpieli, przyszli nagle Kris z Sąsiadką i zaprosili nas do siebie. Cóż było robić. Poszliśmy więc tam bez odświętnego przebrania się. Na przyjęciu były obecne cztery polskie rodziny emigrantów z roku 1988. Wszyscy są przyjaciółmi ze szkoły, bądź ze studiów, rodem ze Śląska, a konkretnie z Rybnika i Zabrza. Mówiono po śląsku, góralsku, niemiecku i polsku. Bawiono przednio przy świetnym bigosie, jeszcze lepszym piwie oraz sznapsie, które się zowie Bismarck. Poszliśmy w związku z tym spać o pierwszej/Monika/ a ja o drugiej rano. Obudziliśmy się w niedzielę rano. Po kąpieli i śniadaniu udaliśmy się z Krisem oraz jego Audi do katolickiego kościoła na mszę. Usiedliśmy wraz z Moniką w pierwszej ławce- myślę ,że jako goście z Polski, mieliśmy ku temu prawo. Mszę odprawiał ksiądz rodem z Indii. Jedną z ministrantek była dziewczynka. Szafarką zaś świecką, która rozdawała komunię na rękę kobieta nieco młodsza ode mnie . Przekazanie Niemcom znaku pokoju przez uściśnięcie sobie dłoni miało sobie wiele ekumenizmu, o który tak mocno zabiegał Jan Paweł II, a który to kultywuje jego następca Benedykt XVI- papież z Niemiec. Nie mieliśmy niestety czasu na głębszą kontemplację, gdyż Kris podszedł do nas i szeptem powiedział, ażebyśmy z kościoła wyszli, bo czas najwyższy jechać dalej .Zbliżała się bowiem godzina jedenasta, czyli czas otwarcia polsko-niemieckiego wernisażu. Na przygotowanie się do wystąpienia miałem dziesięć minut. Wernisaż otworzyła Prezes Grupy „Pro Kunst” Margaret Waclawiec. Potem kilka słów do zgromadzonych powiedziała Pani Wiceburmistrz Miasta Radevormwald, wreszcie wystąpiłem ja. Dzięki Bogu i ludziom udało mi się wraz z Moniką i Margaret wystąpić lekko dowcipnie i inteligentnie, co wywołało spory odzew ze strony zgromadzonej publiczności. Po tradycyjnym szampanie nastąpiła chwila pozowania do zdjęć oraz udzielania wywiadów przedstawicielom miejscowych mediów .Na szczęście Margaret powiedziała o nas wszystko, o czym mogliśmy się przekonać nazajutrz czytając Bergische Morgenpost. Wróciliśmy około 19-tej do domu. Tam po lekkiej kolacji i butelce piwa , wypitej z Krisem/Panie piły wino, po którym Monika dostała rumieńców/ udaliśmy się wszyscy do miejscowej gospody na wspólną niemiecko - polską biesiadę. Przebiegała ona w przyjacielskiej oraz artystycznej wielce atmosferze. Myślę ,że ta wizyta zaowocuje w przyszłości czymś nowym, dobrym i pięknym. Sądzę także ,że warto było choć przez chwilę być ambasadorem polskości, Nowego Targu, regionu i gór. Monika zaś w roli pani ambasadorowej sprawdziła się w sposób wprost genialny. Jej uroda, urok osobisty, błyskotliwość oraz góralski honor położyły Niemców wprost na kolana. Wszystko co dobre jednak kiedyś się kończy .Skończyła się więc i polsko-niemiecka wieczorna uczta. W domu byliśmy o dziesiątej wieczór . Tam przy herbacie i kawie oglądając telewizję dowiedzieliśmy się o śmierci Marka Grechuty. Później zaś na Eurosporcie oglądaliśmy wspólnie dramat Michaela Schumachera, któremu eksplodował silnik w bolidzie. Takie już bowiem jest to nasze ziemskie życie. W poniedziałek- w dzień naszego wyjazdu z Niemiec przez pół dnia byliśmy z Moniką gospodarzami domu- bowiem Margaret oraz Kris musieli pójść do pracy. Po śniadaniu, które zrobiła mi Monika/kawa z ekspresu, wędlina, chleb i ciasto/ ruszyliśmy razem na miasto, na zakupy. Wcześniej Radevormwald pokazał nam Kris, tak, że nie mieliśmy kłopotów z orientacją w terenie. Po zakupie pamiątek i prezentów udaliśmy się do domu, aby czekać na przyjazd Margaret. Zjawiła się ok. 15-tej wraz ze swoją przyjaciółką- również malarką Angeliką Solbach. Angelika zaprosiła nas do swojego samochodu i zawiozła do miasta Wupertal. Jest to chyba miasto tak duże jak Kraków, pełne obcokrajowców , ciekawych budynków oraz sporego ruchu ulicznego. Ja najbardziej będę wspominać z Wupertalu podróż podniebnym metrem oraz absolutnie genialne włoskie lody, Monika zaś oraz reszta pan wizytę u parunastu wybitnych kreatorów mody no i rzecz jasna szewców i kaletników/ buty ,rękawiczki, torebki /choć kolejkę i lody także. O godz. 7-dmej byliśmy już z powrotem .Tam po kolacji i prezentach, które otrzymaliśmy od Margaret i Krisa podziękowaliśmy gospodarzom z całego serca za iście staropolską gościnę oraz honory, którymi nas zaszczycono, jakbyśmy co najmniej we władzach Nowego Targu zasiadali. Zaczem Kris po raz ostatni zawiózł nas swoim czarnym, szybkim, wygodnym i bezpiecznym Audi do Wupertalu. Tam już czekał na nas autokar piętrowy Firmy Sindbad. Podróż z Niemiec do Polski była bardziej męczącą/ przynajmniej dla mnie/ niż jazda z Polski do Niemiec/.Dlatego w przyszłości polecę samolotem, choćbym miał nawet dołożyć do ceny biletu 100 albo 200 zł .Będę miał już na koncie 50 lat , czyli całe pół wieku. No, i rzecz jasna drugie tyle lat życia jeszcze przed sobą.

Maciej Kudasik
Uczestnik Laboratorium Sztuki
w Miejskim Ośrodku Kultury w Nowym Targu
 komentarze 0 + «
 dodaj komentarz
autor*
e-mail
komentarz*