MOK
 MOK
 szukaj
 menu
 newsletter
 wizyty
ogółem:2204464
dzisiaj:944
wczoraj:226
 polecamy
 Korespondencja Sztuk wg Zbigniewa Barana
Poezja i malarstwo - Julian Kornhauser

Niebo nad górami Andrzej Wróblewski (1927-1957)

1. Wnętrze pracowni (1947)

nie ma już dzieciństwa
i jego gorących ulic
przewrócone krzesło w pracowni
nie zna przeszłości
na gołej bezbronnej ścianie
wisi płaszcz szara abstrakcja

idzie człowiek-abstrakcja
idzie kobieta-abstrakcja
miasto zatopione w gwiazdach i słońcu
szumi morze śpiewają ryby

niebo nad górami
rozstrzelane i ciche
jakby już nigdy nie miało się
uśmiechnąć

ale przecież jedzie tramwaj
pełen uważnych spojrzeń
ziemski tramwaj
z uczepionym u kół kurzem
słońce z gór pędzlem drażni
motorniczego

za szybą
nagie prostokąty bram
zakrętów i wystaw
segmenty oddechów
płaszcz jest ciepły
choć sam



2. Syn i zabita matka (1949)

niebieski szofer zawraca nagle
cuchną ryby bez głów
skąd te strzały
dlaczego właśnie teraz je słychać

ciała pomordowanych nie krzyczą
zabity syn zabita matka
w gipsowym świętym uśmiechu

dlaczego teraz niebieski szofer
jedzie po ich puste rękawy
opięte paski

seria z automatu
kaszle przeklina

kogo rozstrzeliwuje
ludzi czy pamięć o nich
kogo unicestwia
inspektora czy zmiętą bluzę

padają na ziemię
ręce i nogi
wysypuje się z kieszeni
obskurne zdziwienie
zdziwienie śmiercią i farbą

oczy
oczy patrzą
zapamiętują
ale nie dla siebie



3. Wypadek (1952)

plecy tłum pleców
ulica zastyga w milczeniu

to nie partyzanci na dworcu
w poczekalni rozmawiają o ziemiach odzyskanych

zegarek sklepikarza
ma wskazówki polityczne

a na Waganowicach
chmury niebo pola
a w Waganowicach
żółte kłosy nabrzmiewają spokojem

leżący na jezdni
nie ma twarzy

twarz ma pole
porośnięte zbożem

twarze mają dachy
i góry
one są wysoko
nie dotknięte krwią

z dachów i gór
widać tylko soczyste pastwiska



4. Głowa z czerwonymi oczami (1954)

w butach ustawionych pod ścianą
schowane szczęście
Kitek przy Teresie dąży do doskonałości
i wchodzi na drabinę

ale uwaga
garbuska zna przyszłość
i rozbija kolorowe butelki
szkło rozpryskuje się na wszystkie strony

tarki trą
brudne myśli
głowy z czerwonymi oczami
śnią o jedwabistych włosach
wózki dla dzieci
pędzą przed siebie
jak rozwrzeszczane gęsi

na wadze
chłopczyk z ciepłym brzuszkiem
na wadze
ryby gadające z głowami

czerwone oczy zdmuchują
z dachów piórka śniegu



5. Krzesła (1956)

już dusi się
w pustych ubraniach
już topi się
w ciemnej dzikiej rzece

kolejka trwa
do cienia
do matki
do konia i krowy

w krześle w czerwonym pejzażu
ciało unieruchomione po wsze czasy
suchy piasek na plaży
wchodzi do uszu i ust

za oknem wisi pranie
wiszą domy na zboczu
wiszą drzewa rozdarte na wietrze

on i ona
mijają człowieka na wózku
już ma niedaleko do kresu

kolejka trwa
siedzą na krzesłach po cichutku
siedzą w milczeniu

wózek się toczy
brzęczy i stuka
kolejka nie podnosi oczu
umarła na siedząco



6. Biały statek (1956)

te statki nie płyną
te tramwaje nie jeżdżą

podróży nie będzie
czarna barka osadzona na mieliźnie

koń i krowa skubią trawę
śliczne córeczki zapatrzone w słońce

czerwony statek i karetka pogotowia
w serdecznym uścisku oczekiwania

podróży nie będzie
ciemna rzeka
ucieka za horyzont
gdzie dom i słońce
piją wiatr

szafirowy szofer
opala się bezbronnie
będzie wezwany

tymczasem oracz
dzieli cały pejzaż
na białą i czerwoną połowę



7. Czaszka czyli wyznanie skompromitowanego byłego komunisty (1957)

stałem w kolejce jak inni
ale człowiek w wózku przy mównicy
zaczął rozdzielać razy

skądś dochodził głos skrzypiec
rozdzierający

bolały mnie plecy
czułem na sobie oddech
szofera

głowa mężczyzny z czerwonymi oczami
wyzierała spod drzew

na dziecięcej wadze
kołysały się ryby i butelki

kiedy mijałem dworcową poczekalnię
zobaczyłem siebie
siedzącego na ławce z czerwoną chorągiewką

to byłem ja umarły

tramwaj zaczął ruszać
słyszałem jazgot kół
i drganie szyn

daleko na horyzoncie
jaśniejące w słońce góry

i niebo nad górami

marzec 1996

__________

Z. B.: W Kamyku i cieniu cierpienie pan uniwersalizuje. Nie tylko zastanawia się nad cierpieniem dzieci, jak w wierszach Wyciągnięta ręka i Śpi ciemna dziewczynka, oraz losem polskich Żydów, ale równie silnie przemawia do pana tragedia Andrzeja Wróblewskiego (1927-1957), komunizującego artysty malarza. Czy ten wstrząsający cykl Niebo nad górami, jemu poświęcony, nie jest pańską poetycką reakcją na retrospektywną wystawę prac Wróblewskiego, która odbyła się w warszawskiej Zachęcie i Muzeum Narodowym w Krakowie?

J. K.: Malarstwo Andrzeja Wrólewskiego znałem od dawana i byłem nim zafascynowany. Z tym że dopiero pod wpływem tej - wspomnianej przez pana - retrospektywnej wystawy zrozumiałem dramat artysty. Nagle te wszystkie pokazane obrazy ułożyły mi się w jedno krótkie życie artysty, pełne lęków i potknięć. To mnie zafrapowało, że Wróblewski rozumiał swój dramat właściwie od początku zaangażowania się w komunizm. Potem te pęknięcia psychiczne stają się jeszcze bardziej silniejsze po 1956, kiedy wycofuje się z wielu głoszonych przez siebie politycznych i artystycznych tez, nie umie przekroczyć granicy zobowiązań, nie umie sobie wewnętrznie poradzić. I ten stan przecięcia starałem się pokazać. W sposób jak najbardziej obiektywny, tym bardziej, że nigdy do partii nie należałem.

Z. B.: Akcentuje pan w tym malarskim cyklu zarażenie śmiercią, odczucie kresu - "podróży nie będzie", jak w wierszu Biały statek.

J. K.: Tytuły wierszy są tytułami obrazów Wróblewskiego. Rzeczywiście nić śmierci przeciągam w nich konsekwentnie. Zaczynam od opisu Wnętrza pracowni (1947), gdzie "nie ma już dzieciństwa", a kończę Czaszką czyli wyznaniem byłego komunisty (1957. W tych dwóch wierszach jest jeden stały element: góry i niebo ("rozstrzelane i ciche", świadkowie zmagań i losu artysty, który zginął tragicznie w czasie wspinaczki w Tatrach.

Z. B.: Nawiązuje pan często do malarstwa (cykl poświęcony Breughlowi, Goi, ze współczesnych Sobockiemu). Czym dla pana jest język malarstwa, jaką odgrywa rolę w kształtowaniu pańskiej wyobraźni?

J. K.: W malarstwie intryguje mnie uchwycenie chwili, zatrzymanie czasu. I w tym sensie wnikam w obraz, że "dopisuję" tę chwilę. Z pewnością malarstwo uzupełnia moją wyobraźnię, wzmacnia moją świadomość językową. Dlatego do tego alternatywnego języka ciągle wracam, w poezji i w prozie. Temat malarski staje się dla mnie elementem gry literackiej, poetyckiej. Jeden z moich tomików poezji zatytułowałem Zjadacze kartofli i ten tytuł wziąłem z wczesnego obrazu van Gogha. Była to właśnie poetycka gra, prowokacyjne odwołanie się do obrazu i jego tytułu, bez analizy.
__________

Cykl Niebo nad górami prezentowany przez poetę w programie "Korespondencja sztuk" pochodzi z tomu Kamyk i cień, Wydawnictwo a5, Poznań 1996. Komentarz z: Julian Kornhauser Świat przedstawiony, w: Zbigniew Baran Apokalipsa i nadzieja. Portrety współczesne, C&D International Editors, Kraków 2000.