MOK
 MOK
 szukaj
 menu
 newsletter
 wizyty
ogółem:2199032
dzisiaj:28
wczoraj:211
 polecamy
 Korespondencja Sztuk wg Zbigniewa Barana
Opus Lusławickie. Kompozytor i natura - Zbigniew Baran
Drzewa są relikwiami. Kto z nimi rozmawia i je słyszy, ten doświadcza prawdy. Nie głoszą nauk i recept, natomiast każde z nich osobna głosi pierwotną prawdę życia. Drzewo mówi: we mnie zawarte jest jądro, iskra myśli, jestem życiem odwiecznego życia (...).
Drzewo mówi: moją siłą jest zawierzenie. Nic nie wiem o moich rodzicach i rozlicznych dzieciach, które ze mnie powstały. Żyję tajemnicą nasienia. Zawierzyłem, że Bóg jest we mnie, że moje zadanie jest święte i z tego zawierzenia żyję.


Herman Hesse, Bäme (Drzwa)

Opus Lusławickie - w podtytule Rzecz o arboretum Krzysztofa Pendereckiego jest trzecią po Labiryncie czasu. Pięć wykładów na koniec wieku i Itinerarium (album wystawy szkiców muzycznych) publikacją, w której starałem się znaleźć - jako jeden z współautorów - własny klucz do twórczości sławnego kompozytora. W konstrukcji książek wykorzystałem świadomie ideę k o r e s p o n d e n c j i s z t u k, wskazując na związki Krzysztofa Pendereckiego z takimi dziedzinami sztuki - które w jego rozległych poszukiwaniach i dokonaniach współgrają inspirująco z muzyką - czyli z Biblią, poezją, plastyką i sztuką natury. W tych pięknie wydanych dziełach edytorskich uderza konsekwencja w wykorzystywaniu idiomów natury, jako znaków symbolicznych i rozpoznawalnych dla treści książek. Na okładce Labiryntu czasu jest reprodukowany rysunek Janusza Kapusty, współpracownika znanych pism amerykańskich i dodatku tygodniowego "Rzeczpospolitej" "Plusa - Minusa", gdzie były - z mojej inicjatywy - pierwotnie drukowane i ilustrowane zamieszczone w książce eseje. Artysta znakomicie utrafił w myśl przewodnią publikacji: na podkolorowanym rysunku zaznaczył subtelnie drzewo, którego pień stanowią linie nutowe, a w koronie umiejscowił pulsujące nutki; w centrum rysunku znalazł się kompozytor - miniatura ogrodnika, podlewający z konewki muzyczne drzewo.

W Labiryncie czasu Krzysztof Penderecki jawi nam się jako artysta totalny, wszechogarniający, który u progu minionego stulecia pragnie syntezy myśli i sztuk? Stąd odwołania w książce nie tylko bliskich mu z muzycznego ducha: Mahlera, Brucknera, Strawińskiego, Szostakowicza ..., ale i do artystów pokrewnych kompozytorowi w swojej kreacji w innych sztukach jak: twórca Teatru Śmierci Tadeusz Kantor, prekursor teorii abstrakcji Wassyli Kandinsky, jak poeta Struny światła Zbigniew Herbert, czy klasycy europejskiej poezji metafizycznej Rainer Maria Rilke i Oskar Miłosz. W książce przewija się ciągle nić "ogrodowa", obrazy wiejskiej rezydencji kompozytora w Lusławicach, gdzie odbudował zrujnowany zespół dworsko-parkowy i według jego zamysłu powstał błędnik, czyli ogrodowy labirynt. Już w pierwszym opracowanym w publikacji wykładzie-eseju zat. Drzewo wewnętrzne czytamy: "Alchemicy uważali, że doskonalenie siebie musi postępować w parze z regeneracją natury. Sadząc drzewa w Lusławicach, w których znalazłem moją Odysową przystań, Itakę, mam wrażenie oczyszczania się, dochodzenia do istoty samego siebie i istoty muzyki. Według nauk ezoterycznych, poprzez wniknięcie w naturę można było dotknąć owej materia prima, z której alchemicy budowali swoje Opus Magnum. Ja również, szukając formy najbardziej skondensowanej i oszczędnej, myślę o takiej syntezie. Źródłem dochodzenia do materia prima muzyki jest właśnie kameralistyka. Czy etap ten doprowadzi mnie do oczekiwanej Wielkiej Syntezy, Opus Magnum? Wydaje mi się, że tylko poprzez oczyszczanie, transmutacje wszystkiego, co istniało, można odzyskać prawdziwy i naturalny - uniwersalny język muzyki".

Dla mojej percepcji twórczości Krzysztofa Pendereckiego Labirynt czasu stał się przełomowy, gdyż udało mi się rzecz scalić w formie zwartej-książkowej, co dało z kolei - i to nie tylko mnie - impuls do rozwinięcia "korespondujących" z postawą kompozytora ideowych i artystycznych wątków. Na kanwie tejże książki powstał wraz z współautorką scenariusza Anną Baranową i artystą architektem Piotrem Nawarą projekt awangardowej wystawy szkiców muzycznych Krzysztof Penderecki - Itinerarium (Bunkier Sztuki, Kraków 1998).

W konstrukcji ekspozycji nawiązujemy do idei i filozofii lusławickiego błędnika, jako metafory przeznaczenia kompozytora, czyli ciągłego krążenia, szukania nowych dróg i rozwiązań estetycznych. Jak napisał we wstępie do Itinerarium świetny znawca przedmiotu, autor m. in. głośnej wystawy Europa, Europa... Ryszard Stanisławski: "Scenariusz projektowanej wystawy w krakowskim Bunkrze Sztuki stwarza okazję zderzenia niejako dwóch języków, zapisu dzieła muzycznego (w przestrzeni) z jego wykonaniem (w czasie). Jest to niezwykle twórcze wyzwanie dla autorów wystawy, otwierające szerokie pole manewru przeróżnymi środkami ekspozycji dla jednoznacznego zaspokojenia i oka i ucha". W dwupoziomowej przestrzeni Galerii zbudowano specjalny labirynt, gdzie współgrały właściwie trzy języki: plastyka szkicu, architektura i muzyka. Wielobarwne szkice wisiały w szybach - i tak były eksponowane, że przypominały rozłożoną księgę. Ogląd był z dwóch stron. Wybrana muzyka wypełniała poszczególne przestrzenie labiryntu, pobudzała napięcia i kontrasty. Labirynt został zbudowany z gipsowych płyt, co dawało poczucie lekkości i sterylności, tak ważne dla materii muzyki. Doszło do znacznego obniżenia sufitu. Zaistniały otwarte i zamknięte geometryczne przestrzenie, długie korytarze, specjalne schody - Drabina Jakubowa. Był to efekt, który polegał na osiągnięciu zjawiska ulotności. W domenie Sacrum-profanum (opery) nastąpiło specjalne zaciemnienie. Przenikająca z ukrycia muzyka z Diabłów z Loudun potęgowała diaboliczność sytuacji. Itinerarium (z łac. droga, opis podróży, plan do zapisania) podzielono na sześć stref-domen: I. REGENSUS AD UTERUM (powrót do początków), II. THRENOS, III. PASSIO ET RESURRECIONIS (pasja i zmartwychwstanie), IV. ARCHE - DYNAMIS, V. SACRUM-POFANUM, VI. REFUGIUM-HORTUS MUSICUS (schronienie, ogród muzyczny). Z komentarzem: "Muzyka kameralna, w której kompozytor - po przejściu lekcji późnego romantyzmu i wykorzystaniu możliwości myślenia postmodernistycznego upatruje swój ideał w claritas. Ucieczka w prywatność muzyczną ułatwia komponowanie własnego ogrodu. W przestrzeni HORTUS MUSICUS rozlega się Kwartet na klarnet i smyczki". W wędrówce zbliżamy się do końca. Wracamy do początku.

Wystawie towarzyszył nowocześnie wydany album, w którym w układzie graficznym odwzorowano geometrię architektonicznych domen. Grafik-architekt Mikołaj Dunikowski sprawił, że została osiągnięta matematyczna przejrzystość i niezwykła czystość w prezentacji bogatego materiału. Na obwolucie w kolorze zielonym rozrysowany jest geometryczny labirynt ze świecącymi się różnokolorowymi punktami - i w tym ujęciu przypomina k o s m o s.

Intelektualno-artystyczną przygodę z kompozytorem zamyka Opus Lusławickie. Operuję tutaj kabalistyczną trójką: trzecie "penderewianum", przez trzy lata przygotowywane. Album wydany przez gdańską oficynę słowo obraz terytoria wespół z Ośrodkiem Zabytkowego Krajobrazu w Warszawie jest dziełem sztuki samym w sobie - i otrzymał wyróżnienie w konkursie Polskiego Towarzystwa Wydawców Książek na "Najpiękniejsze Książki Roku 2000". W tymże Opusie chodziło mi o wyrafinowane zespolenie języka tradycji ze stylem kompozytora, który z Lusławic uczynił dzieło własnej kreacji artystycznej. Posmak starej patyny czasu dają reprodukowane w książce drzeworyty z jednego z pierwszych polskich traktatów o sztuce ogrodowej z początku XIX w. Myśli różne o sposobie zakładania ogrodów ks. Izabeli Czartoryskiej, które mogą sugerować kontynuację romantycznego kultu siły natury, dostrzegalną również w lusławickim arboretum kompozytora. Z jednej strony album jest wiarygodną dokumentacją: spis ilościowy i podział na istniejące tutaj gatunki drzew i krzewów oraz ostatni - w rzucie z lotu ptaka - plan dworu i parku, z drugiej zaś jest on też estetycznie inscenizowany i reżyserowany, by uzyskać czasami emanację tego co akurat: kruche, ulotne, ocierające się o dekadencję. Kolorowe zdjęcia z sesji fotograficznej Zbigniewa Bielawki - pokazujące lusławicki park w kadrach czterech pór roku - są ręcznie wklejane, jak w starych zielnikach niemieckich. Zbliżenia parku odsłaniają zarówno obraz ładu, jak i dzikości, radości, jak i narkotycznej melancholii, potęgi i przemijalności.

Same Lusławice (osada koło Zakliczyna nad Dunacjem w Sądeczyźnie wzmiankowana w kronikach już w XIV wieku) są naznaczone wyjątkową historią i symboliką. "Duch tego miejsca - jak napisałem we Wstępie do Opusu - jest innowierczy". W XVI wieku przybyli tutaj prześladowani na Zachodzie arianie, zwani braćmi polskimi, jak i też antytynitarzami, unitarianami, "marzycielami", "nurkami" (od chrztu przez zanurzenie), "jednobożonami", tworząc radykalny odłam reformacji polskiej, wyodrębniony z kalwinizmu. Na terenie posiadłości Pendereckiego, nieopodal dworu, stoi odbudowany przez właściciela lamus, w którym znajdował się zbór i drukarnia arian, jedno z ważniejszych centrów obok Rakowa myśli reformatorskiej i wolnomyślicielskiej. W głębi parku znajdujemy pomnik Fausta Socyna, czczonego do dziś w niektórych kręgach angielskich i amerykańskich intelektualistów przywódcy arian, który działał w Lusławicach w ostatnim okresie swojego burzliwego życia. Pomnik, zawierający oryginalną płytę z grobowca Socyna, wykonał w roku 1933 znany architekt Szyszko-Bohusz na zamówienie profesorów z Oxfordu i Berkeley. Do tego miejsca niemal co roku pielgrzymują współcześni wyznawcy Socyna z Europy i USA. "Lusławicki" ślad pozostawił po sobie Jacek Malczewski, któremu w obrębie parku zbudowano - nie istniejącą już dziś - letnią pracownię (drewniane "atelier"). Malarz, wielki polski symbolista, po przejściu na emeryturę z krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych, spędził w lusławickim ustroniu schyłkowe lata, tworząc charakterystyczny cykl obrazów jak: Siostra artysty Helena w saloniku, Przekazanie palety. Autoportret z Mieczysławem Gąseckim ( w drewnianej pracowni z młodszym przyjacielem artysty - konserwatorem i malarzem M. G., i otwartym poprzez drzwi widokiem na park), Już łan zżęty, Ogrodniczka, Fascynacja, Upojenie, Zgon, Wyjście, Uwolnienie, czy Krajobraz okolicy podgórskiej. Mamy w nich ukazaną atmosferę miejsca: szlacheckiej sielskości i łagodności okolicznego krajobrazu, kojarzoną przez znawcę tematu, historyka sztuki Tadeusza Chrzanowskiego ze "stylem polskim". O czym tak pięknie pisze on zafascynowany tymże lusławickim cyklem malarza: "Ale nikt poza Malczewskim nie potrafił wydobyć owej polskości z najprostszych zestawów między dzielącej łany pól i łąk, z dalekiej sylwetki lasu zatrzymanego na granicy fantasmagorii, z białych ścian dworu, które - jak powiada - Mickiewicz:

Tem bielsze, że odbite od ciemnej zieleni
Topoli, co go bronią od wiatrów jesieni".


Krzysztof Penderecki dopisuje do tej złożonej historii lusławickiej własny rozdział. Wydaje się, że w biografii kompozytora są dwa zwrotne momenty, które decydująco wpłynęły na rozwój jego twórczości i stylu życia: skomponowanie Pasji według św. Łukasza (1967) i zakup posiadłości w Lusławicach (1975). Paralela dotyczy stosunku do tradycji, wejścia w odmienny świat, w inne frazy, rytmy i odcienie. Pasja Łukaszowa była manifestacyjnym zwrotem do tradycji muzycznej, kiedy to kompozytor po okresie awangardy i eksperymentów, zdecydował się ożywić - w nawiązaniu do Bacha - temat pasji, stając się dla wielu krytyków "Koniem Trojańskim awangardy europejskiej". Ów dialog z historią pojawia w Lusławicach. Przy zakupie posiadłości lusławickiej - zasugerowanym mu przez architekta i konserwatora Piotra Dutkiewicza - kompozytor musiał być świadomym wagi historycznej tego miejsca i jego koniecznej urbanistyczno - botanicznej regeneracji. Podupadły zespół dworsko-parkowy odkupił w części od jego właściciela Adolfa Vayhingera, spadkobiercy XIX w. dworu i parku, znanych nam z obrazów Jacka Malczewskiego. Pierwotne prace rekonstrukcyjne w Lusławicach prowadził wspomniany architekt i konserwator, którego ojciec wybitny uczony i profesor Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie Józef Edward Dutkiewicz nosił się z zamysłem, by miejsce to - w nawiązaniu do ostatnich śladów polskiego symbolisty - przejęła na swoją artystyczną filię krakowska Akademia. W końcu ocalił je szczęśliwie Krzysztof Penderecki.

Podczas moich pobytów w Lusławicach intrygował mnie zwłaszcza pomnik - baldachim ku czci Fausta Socyna, w środku z płytą nagrobną, ocalałą szczęśliwie z pobliskiego cmentarza. Wymownym jest napis w języku łacińskim umieszczony przez fundatorów na monumencie:
IN MEMORIAM FAUSTI SOCINI ITALI
NATI SENIS DEC. 5. 1539
DENATI LUCLAVICIS MAR. 3. 1604.
ET IN RECOGNITIONE LABORUM EIUIS
PRO LIBERTATE RATIONE
ET TOLERANTA IN RELIGIONE
POSUERUNT 1933 CULTORES
IN EUROPA, ANGLIA, AMERICA.(...)

Wyryte na kamieniu słowa o wolności religii i tolerancji mogą się przekładać na postawę obecnego właściciela Lusławic. Krzysztof Penderecki właśnie od Pasji według św. Łukasza na różne sposoby i w różnych konfiguracjach stylistycznych penetruje i manifestuje temat religijny, próbując znaleźć jakiś uniwersalny idiom łączący wiele religii, jak w Siedmiu bramach Jerozolimy. Jest bliski ekumenizmowi, jak również otwartym na zrozumienie odłamów heretyckich, co obrazuje np. scena z opery Czarna maska, kiedy to na zaproszenie burmistrza Schullera, tuż po zakończeniu wojny trzydziestoletniej, zasiadają przy jednym stole: Żyd, hugenot, jansenista, pastor ewangelicki i opat katolicki. Faust Socyn należy do myślicieli europejskich, którego idee innowiercze przekraczały granice Lusławicach, wydawał tutaj pisma rozpowszechniane w różnych ośrodkach Europy i prowadził stąd bogatą korespondencję, m. in. z Erazmem z Rotterdamu. Jego obecność w Lusławicach zapewne nobilituje to miejsce i jego współczesnego właściciela, gdyż zaświadcza o zasadach tolerancji i wolności religijnej Rzeczypospolitej końca wieku XVI., i wypływających z tego faktu europejskich konotacji. Z drugiej jednak strony, jak to zaznacza w wypowiedziach sam Penderecki, po nastaniu prześladowań arian i ich wyrzuceniu z Lusławic, w mentalności okolicznych mieszkańców zakodowało się przeświadczenie, że jest to też ziemia skażona, przeklęta herezją. W 1873 r., kiedy region ten opanowała epidemia cholery, miejscowi chłopi - w obecności proboszcza - zniszczyli resztki innowierczego cmentarza, a szczątki Socyna wyrzucono do Dunajca.

Faust Socyn, Faustus Socinus Senenis (wł. Fausto Sozzini), włoski teolog i prawnik, wolnomyśliciel i twórca doktryny religijnej zwanej też od jego nazwiska socynianizmem, był ciągle prześladowany za swoje poglądy. Przenosił się z wielu krajów i miast, przebywał w Zurychu, Florencji, Bazylei, Siedmiogrodzie, w końcu osiadł w Polsce - Krakowie, a w ostatnich latach swojego burzliwego życia w Lusławicach. Socyn mógł porażać radykalizmem w głoszeniu teologicznych odstępstw, jak negacja Trójcy Świętej, ale równocześnie wypracował reguły chrześcijańskiego postępowania: "bogobojność", "sprawiedliwość", "potępienie wojny" i "wszelkiej zemsty", które w swoim uniwersalnym posłaniu zbliżone są do idei współczesnych ruchów pacyfistycznych. Zewnętrznym znakiem wyznawców Socyna - zwanych arianami i Zboru Mniejszego Braćmi Polskim - były przypasane drewniane szable. Komentatorzy doktryny Socyna podkreślają u niego ideę biernego oporu, znaną później u Lwa Tołstoja i Mahatmy Gandhiego, wymieniają również socyjańskie postulaty tolerancji i rozdziału państwa od Kościoła. Leszek Kołakowski w rozprawie Świadomość religijna i więź kościelna. Studia nad chrześcijaństwem bezwyznaniowym XVII wieku zestawia Fausta Socyna ze znanymi klasykami filozofii i religii, a końcowym akapicie wywodu dostrzega pozytywny wymiar refleksji nad myślą innowierczą pisząc: "Ponieważ jednak wobec pism objawionych potrzebne jest również badanie samodzielne - nie obawiajmy się czytać wszystkiego, co w sprawach filozoficznych i teologicznych kiedykolwiek zostało powiedziane; również krytyczna lektura pism pogańskich i heretyckich jest pożyteczna - Augustyn i Arius, Mahomet i Socyn, Kalwin i Luter, Platon, Arystoteles i Descartes; w atmosferze analizy racjonalnej możemy doprowadzić do likwidacji sekt i duchowego zjednoczenia świata". Tak że w słowach-komentarzu wybitnego, współczesnego filozofa - profesora Uniwersytetu w Oxfordzie znajdujemy jakby zdumiewającą zbieżność z tym, co lakonicznie wyryto na postumencie ku czci Fausta Socyna.

***

Pomnik sławiący włoskiego wolnomyśliciela znajduje się na końcu parku, tuż przy okalającym dwór i park ceglasto-kamiennym murze. Mur liczący ponad kilometr był swego czasu pokaźną inwestycją i spełnia wiele funkcji. Nie tylko ochrania i daje kompozytorowi konieczną izolację, ale i również stwarza odpowiedni mikroklimat do rosnących tutaj gatunków botanicznych. Skala dokonanych w Lusławicach przedsięwzięć w dziedzinie dendrologii jest porównywalna z muzyczną skalą kompozytora, gdzie zamysł kameralny łączy się z symfonicznym, czyli z myśleniem całościowym w wielkim-gigantycznym planie. Krzysztof Penderecki starą część parku - osadzaną na skarpie i tarasie - powiększył z 2,5 hektarów do ponad 10 hektarów. Liczba zasadzonych w arboretum gatunków drzew i krzewów stale się rozrasta i obliczana jest teraz na ok. 1200 - 1400. Kompozytor tworzy tutaj swój botaniczny mikrokosmos: sadzi drzewa, wytycza aleje i szpalery, konstruuje ze specjalistami architekturę ogrodową jak: altanki, bramy, baszty muszla koncertowa, czy niedokończona budowla ekumenicznej świątyni. W jakimś sensie w Lusławicach odwzorowuje i dokumentuje mapę swoich muzycznych podróży po świecie, przywożąc z nich przeróżne gatunki drzew i roślin. Zwłaszcza widać tutaj fascynację Dalekim Wschodem: Japonia, Chiny, Korea Południowa. Charakterystycznym jest w arboretum "Ogród Japoński" ze stawem i mostkiem, przypominający obrazem japońskie motywy z natury francuskich impresjonistów. Kompozytor-dendrolog z premedytacją pielęgnuje w Lusławicach rodzime gatunki drzew: lipy, dęby, klony, buki, modrzewie, wierzby z tymi właśnie nabytymi, rzadko nawet występującymi w świecie gatunkami takimi jak: modrzewnik chiński (Pseudolarix amabilis), cedrzyniec kaliforniński (Calocodrus docurrons), cedr himalajski w odmianie "Karl Fuchs", klon mandżurski (Acer mandshuricum), chiński kasztan jadalny (Castanca mollissima), kłujący kolcosił straszliwy (Oplopanax horridus) z Ameryki Północnej, enikant dzwonnikowy z Japonii - trzy gatunki Lygonia i Zenobia, czy nowe odmiany buka zakupione w Holandii. Z tymże światem rodzimych i egzotycznych drzew współistnieją różnorodne odmiany krzewów i kwiatów, uzyskując czasami - jak w przypadku krzewu kielichowca plennego Calycanthus fertlis - własną jaśniejszą barwę kwiatu i nazwę "Lusławice".

W kompozycji parku jego twórca wymieszał różne style, od klasycznego (francuskiego) i angielsko-chińskiego po arkadyjski i romantyczny. Nie byłby jednak sobą gdyby nie doceniał specyfiki i symboliki tego miejsca, będąc w zgodzie z historią i naturą, ingeruje tam gdzie jest to konieczne. Nie stara się panować nad naturą, wsłuchując się w nią postępuje tak, jak zalecała Muza rodzimej sztuki ogrodowej księżna Izabela Czartoryska, w opatrzonym do swojego traktatu motto z poezji angielskiego poety Aleksandra Pope`a:

Cokolwiek zamyślasz sadzić lub budować,
wznaszać kolumny, czy sklepienia;
wzdęty kształcić terras, albo grotę kować:

nigdy z oka nie spuszczaj Natury.
Obchodź się z tą boginią
jak ze skromną dziewicą
ani ją strój zbytecznie
ani nadto obnażaj.


Dla mnie kompozytor-dendrolog jest najbliższy romantycznemu pojmowaniu natury. Jej istotę znakomicie uchwycił historyk sztuki i humanista Jacek Woźniakowski w rozprawie "Góry niewzruszone". O różnych wyobrażeniach przyrody w dziejach kultury europejskiej:
"R o m a n t y c z n y stosunek do natury jest - pisze autor - naturocentryczny i zarazem sztukę wynosi na wyżyny niemal partnera natury; częściej jest panenteistyczny (od greckiego pan en teo, wszystko w bogu, niż panteistyczny lub ateistyczny, waha się między skrajnym niekiedy subiektywizmem, a obiektywizmem prawie naukowym, zwykle jest symboliczny, dynamiczny aż do ewolucjonizmu, dramatyczny, syntetyczny. Szuka w naturze refleksu nieskończoności".

Zbigniew Baran